Łowy... Większość Venatorów je kocha, kocha ten szał, który ogarnia wszystkich podczas polowania. Oczywiście do pewnego stopnia da się kontrolować ten szał, jednakże jest to niezwykle trudne. Niedługo po wyjściu Mauvais wszyscy zaczęli zbierać się w największej z jaskiń. Wyznaczeni do pilnowania hellhoundów łowcy trzymali swoich podopiecznych na specjalnych łańcuchach. Obok mojego boku kroczył zaś dumnie największy i najgroźniejszy z piekielnych ogarów jaki jak na razie pojawił się na ziemi. Był niekwestionowanym przywódcą, przynajmniej do czasu gdy pojawi się następny i nie zabije go. Po jakimś czasie wszyscy byli już gotowi. Zawyłem głośno i ruszyliśmy. Tym razem naszym celem był dziki smok (dziki to znaczy pozbawiony woli i rozumu, bardzo niebezpieczny), który narobił sporych szkód w zachodnim namiestnictwie, zabił ponad pięćset osób a potem zapadł się pod ziemię. Hellhoundy od razu złapały trop i pognały w sobie tylko znanym kierunku a my za nimi. Po kilku dniach tropienia w końcu znaleźliśmy kryjówkę smoka. Wszystkich Venatorów zaczął ogarniać bojowy szał. Niestety smok okazał się bardzo trudnym przeciwnikiem i dopiero po kolejnym tygodniu udało nam się go w końcu zabić. Kiedy zwierzę w końcu padło a szał się ulotnił przystąpiłem do szacowania strat. Nie były one może zbyt poważne: kilka złamań, mnóstwo stłuczeń, zwichnięć i skręceń, poparzenia, wszelkiego rodzaju rany cięte, kłute, miażdżone, szarpane, całe szczęście nikt nie zginął ani nie ucierpiał na tyle poważnie by musieć zrezygnować z pracy. Ja sam również nie ustrzegłem się kilku urazów: dość poważnie wybiłem sobie bark, a do kolekcji moich blizn niewątpliwie dołączy kolejne pięć, które powstaną z ran na mojej piersi pozostawionych przez pazury smoka. Drobniejsze zranienia opatrzyliśmy na miejscu jednakże poważniejsze urazy musiały poczekać aż wrócimy do naszej siedziby. Ci z łowców, którzy nie ucierpieli w zbyt dużym stopniu zajęli się sprzątaniem: ze smoka zerwano skórę, wyrwano mu kły i odcięto szpony. Wtedy kilku łowców na co dzień zajmujących się rzeźnictwem odcięło mięso smoka od jego kości, po czym zapakowało do specjalnego magicznego worka bez dna. Po całym dniu pracy ciało smoka zniknęło tak jakby go nigdy nie było. W końcu po dwóch tygodniach wróciliśmy do Transylwanii. Lekarz nastawił mi bark i usztywnił go po czym zabronił mi przeciążać go przez najbliższe kilka miesięcy, przez najbliższy miesiąc zaś nie mogłem go używać wcale. Całe szczęście zaczynały się żniwa czyli czas, kiedy nie polujemy. Trzy kły, które zabrałem ze skarbca kazałem oprawić w srebro i zrobić z nich naszyjniki. Dwa oczywiście otrzymały moje żony, trzeci postanowiłem podarować Mauvais. Kiedy w końcu pozwolono mi opuścić zamek postanowiłem ją odwiedzić. Prze teleportowałem się do zamku dziewczyny, dokładniej do biblioteki gdzie udało mi się zastać królową.
- Witaj Mauvais. Przepraszam, że wcześniej Cię nie odwiedziłem ale miałem pewne problemy.- Powiedziałem wskazując na bark.
- Poza tym mam coś dla Ciebie.- Powiedziałem wyciągając z kieszeni pudełko z wisiorkiem z kła smoka.
- Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
<Mauvais?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz