Istniało prawdopodobieństwo, że Mauvais miała rację. Czasem nie potrafiłem zamaskować uczuć, zwłaszcza, gdy bardzo się cieszyłem lub wściekałem, w tym drugim przypadku zazwyczaj wszyscy schodzili mi z drogi. Po zakończonej lekcji ruszyłem do swojej komnaty by się przebrać. Mimo że większość moich dzieci miała przyjechać do Soarty dopiero wieczorem to musiałem jeszcze załatwić kilka państwowych spraw i zobaczyć co u jedynego, starszego dziecka, które z własnej woli przebywało na zamku. Elhemina nie chciała wyjechać, wolała zostać że mną. Szybko podpisałem kilka dokumentów i ruszyłem w stronę damskiej części zamku. O tej porze zazwyczaj Mina razem z większością swoich ciotek zajmowała się wyszywaniem. Moja córka była piękną kobietą i strasznie przypominała mi swoją matkę.
- Co wyszywacie?- Zapytałem zaglądając na robótkę każdej z kobiet.
- Koszulę dla Ciebie tato.- Powiedziała Elhemina podając mi ciemny materiał. Była to czarna koszula, na której złotą nicią wyhawtowano smoki.
- Jest piękną, dziękuję.- Powiedziałem po czym przytuliłem ją. Później do końca dnia witałem przybywających gości.
- Cieszę się że przyjechaliście.
- Mieliśmy nie przyjechać na twoją pięćdziesiątą rocznicę koronacji? Nawet moja Transylwania nie jest tak ważna.- Powiedział Sorci po czym wszyscy zgodnie zaczęli się śmiać. Kolejnego dnia lekcja z Mauvais była zaplanowana na okolice południa.
- Mauvais dzisiaj nie będzie lekcji, mam nadzieję jednak, że przyjmiesz zaproszenie na ucztę i uroczystości z okazji pięćdziesiątej rocznicy mojej koronacji.
<Mauvais?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz