Szukanie różnych wiadomości na temat swojej przeszłości jest niezwykle interesującym zajęciem. Dlatego większość czasu pochłaniały, poza różnego rodzaju ćwiczeniami, wizyty w bibliotece, gdzie codziennie pożyczano dla mnie nowe księgi na temat moich przodków. Znalazłam tam nawet osobny rozdział o mojej rasie, a raczej... o tej mieszaninie wielu genów, jaką w sobie posiadam.
Byłam właśnie w trakcie trzeciej lektury z pięciu, jakie miałam zamiar przeczytać w tym tygodniu, kiedy to nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie charakterystyczny cichy trzask oznajmujący, że własnie ktoś się obok mnie zmaterializował. Podniosłam głowę znad książki i spojrzałam lekko w bok, skąd ten dźwięk się wydobył. Stał tam Sorci, co w sumie było jednocześnie do przewidzenia, a jednocześnie było zaskoczeniem. Nie odwiedzał mnie od dawna, ja również tego nie robiłam, zgodnie z obietnicą nie wzywałam go, chociaż czasami pokusa była duża. Po kilku słowach przywitania, Sorci wyciągnął z kieszeni niewielkie pudełeczko, oprawione w miękki, karmazynowy aksamit.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba - podał mi pudełko, które z fascynacją wzięłam do ręki. Cóż, wszystko wskazywało na to, że jest to prezent. Nie byłam do tego przyzwyczajona, zazwyczaj nie dostaję ich zbyt dużo, a raczej nie pozwalam ich sobie dawać. Delikatnie otworzyłam tajemniczą szkatułkę, a moim oczom ukazał się naszyjnik na cienkim, czarnym rzemyku. Podniosłam go, tak, aby zawieszony na nim talizman czy amulet wisiał na wysokości moich oczu. Był to mlecznobiały, lekko zakrzywiony kieł jakiegoś wielkiego zwierzęcia, a najwyższą część przesłaniała warstwa srebra z rozmaitymi wzorami na niej wygrawerowanymi. Uśmiechnęłam się ciepło do Sorciego.
- Dziękuję ci, bardzo ci dziękuję. Naprawdę podoba mi się, zresztą nawet bardziej niż znany ci srebrny dzwonek - odłożyłam karmazynowe pudełko na stół, a rzemyk zapięłam sobie na szyi, pozwalając by na moim ubraniu widniała biała plama - Przy okazji, skoro tu jesteś, opowiem ci o ciekawym zjawisku, usiądź proszę.
Mężczyzna odsunął krzesło i przysiadł, jednocześnie nachylając się w stronę książki, którą przysunęła w jego stronę.
- Ponoć moja krew składa się z takiej ilości różnych składników, że aż straciła część swoich właściwości. Ale może najłatwiej będzie to wyjaśnić inaczej... Nie jestem niezniszczalna. Mogę umrzeć, tak samo jak moi dziadkowie. Tyle, że różnica jest taka, że nie ze starości czy w walce, bo jestem długowieczna i odporna na rany oraz utratę krwi, jeżeli jest to spowodowane ciosem innej osoby. Ale nie na coś, co sama sobie zadaję. To dlatego mój ojciec zginął. Umarł, ponieważ tego chciał. Zrobił to z własnej, nieprzymuszonej woli, więc zostało to potraktowane jako świadoma decyzja. W skrócie; mogę umrzeć, jeżeli dobrowolnie poświęcę się za kogoś bądź popełnię samobójstwo - zamknęłam książkę, którą pokazywałam Sorciemu.
<Sorci?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz