Znowu się uśmiechnęłam i wyciągnęłam rękę, aby dotknąć zimnego srebra, z jakiego była zrobiona róża.
- Wiesz, mnie nie jest łatwo zniechęcić. Przecież oboje w ciągu sekundy możemy pokonać setki kilometrów, więc przecież taki związek to nie problem. Myślę, że sobie poradzimy, na pewno sobie poradzimy. A jeżeli chodzi o to - wskazałam na srebrzystą, lśniącą różę - chętnie zostanę twoją żoną. Rozumiem, że twoim zdaniem to będzie ciężkie, w końcu Venatorzy potrzebują doskonałego przywódcy, a mój kraj musi mieć kogoś, kto będzie trzymał nad nim pieczę. Ale to nie będzie taki typowy związek na odległość. No może będzie, do czasu - popatrzyłam na Sorciego, który jakby nie rozumiał moich ostatnich słów. Cóż, wiadomo, czasami nie potrafię się dobrze wysłowić i przekazać całkowitego sensu moich słów - Już tłumaczę; kiedy spłodzę potomka, kiedy dorośnie i osiągnie odpowiedni wiek, aby móc samodzielnie rządzić państwem, będę mogła spokojnie oddać mu tron, a wtedy już nie będę tutaj potrzebna. Będę mogła podróżować przez cały rok, być w innym miejscu przez dłużej niż dwa, trzy dni. Mogłabym wtedy w spokoju zostać w Transylwanii nawet trzy miesiące z rzędu i dotrzymywać ci towarzystwa. Kiedy następca tronu będzie potrzebował pomocy, mogę przecież mu pomóc znikając z Valahii na kilka godzin czy dni. Wszystko będzie zależało od sytuacji, wiesz?
Zaakceptowałam boski plan, przestałam się martwić o moją przyszłość, wiedziałam, że po prostu tak musi być. Sorci najwyraźniej również przestał się zadręczać i wkrótce potem złocisto-srebrny pierścionek znalazł swoje miejsce na jednym z palców mojej dłoni. Czułam się szczęśliwa, tak bardzo, że nawet nie pamiętam kiedy ostatnio pojawiła się u mnie tak silna emocja.
<Sorci?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz